Zeszło się trochę, ale i powody zwłoki były poważne.
Odwiedziła mnie Jola z rodziną. Prawie zero drażliwych tematów, wiadomo kto czym "śmierdzi". Siedzimy przy kolacji, dzwoni sąsiad, czy jestem w domu, bo krowa ma pokręcone łożysko i trzeba ją turlać. Pojechałem. Z dziesięciu chłopa. Mnie lekarz przydzielił zadanie trzymania krowy za rogi. Trzymam i jak zachodzi potrzeba to też za rogi kręcę, po całym podwórku z godzinę. Raz dostałem strzała przednią nogą w kostkę. Przy następnym obrocie (800 kg żywej wagi), przygniotła mi tę samą nogę w tym samym miejscu do ziemi. Zeszczę się z bólu ! Na koniec dostałem pod kolano - ta sama noga. Lekarz stwierdził, że turlanie nic nie daje, bo cielak kręci się razem z krową, czyli panom już dziękujemy i robi cesarkę. Co ledwo wlazłem do samochodu. Każde stąpnięcie to ból, bo obciera cholewa buta, rant spodni. W domu strach się dotknąć, nie wiadomo jak zdjąć skarpetę żeby nie urazić. Skura zdarta, zaczyna puchnąć - jest dobrze, jutro będzie jeszcze lepiej !
Przychodzi Jola z jakąś butelką (może tą samą co do Kajtka ?), polewa mi na nogę. Mówię - nie trafiłaś - bo tak z pięć cm obok. Nic nie szkodzi mówi. Podziękowałem. W nocy budziłem się kilka razy jak noga nogi dotknęła. Super. Rano strach wstać. Zdarte, sine, spuchnięte. Mam skakać na jednej nodze ?, no ale próbuję. Daje stanąć. Boli ale daje na niej stanąć ! Pobolało do wieczora i przestało. ???
Mam znajomych od wielu lat, mieszkają ode mnie rzut beretem. Przed czterdziestką, dwoje dzieci w wieku szkolnym. Z racji wspólnych biznesów i podobnych zainteresowań, tysiące godzin przegadanych na różne tematy, między innymi na ten temat. Z nim bardziej, czyli z Maciejem (zmienione), z Basią (zmienione) też ale trochę mniej. Taka lokalna antyklerykalna loża szyderców. Ich dzieci nie chodzą na lekcje religii. Moja córka chodziła warunkowo, jak odbyłem poważną rozmowę z Panią Dyrektor Gimnazjum i ks wikariuszem katechetą. To też ciekawa historia swoją drogą. W każdym razie ja jestem anty w wersji light. Oni wersja hard. Jakoś przed nowym rokiem przyjechała do mnie Basia po jakieś warzywa. Cześć cześć i sam nie wiem jak, ale żeśmy się uściskali (z misia). Nie widziałem Jej z tydzień, Ona mnie też, a że Ją lubię, to czemu nie ? E, to ze mną nie jest tak źle ! Piątka z przodu ... . Gdzieś tak w okolicach Nowego Roku Basia mi mówi, że coś Jej się w życiu poważnego porobiło. Miała bardzo chorego ojca. Jego mózg nie funkcjonował, choroba go zeżarła. Jej brat dzwoni z informacją, że jak chce ojca zobaczyć żywego, to niech się pośpieszy, to już agonia. Z jej relacji. Pierwsze co pomyślała, gdzie jest mój różaniec ? Dostała go na Pierwszą Komunię. Tyle lat, gdzie on jest ? Kilka godzin szukania i jest. Jakiś. Z nim pojechała do ojca i jak umiała tak odmówiła. Miała problemy z prawidłowym Ojcze Nasz. Jak sobie poradziła z różańcem - nie wiem, ona też nie wie. W każdym razie, po odmówieniu różańca, ojciec mówi - jaka ona jest piękna. Człowiek którego mózg dawno umarł. Tej nocy zmarł.
Jaki różaniec ? Jaki Ojcze Nasz ? Co to ma być ? Co to za piękna ? Oczy mi się zrobiły jak pięć złotych i tam mam do dziś. Totalny szok !
Dzień pogrzebu, kaplica cmentarna, trumna przed ołtarzem na katafalku, tuż za nią ławki dla rodziny, siedzą na niej oboje. Przechodzi ksiądz z zakrystii do konfesjonału nie daleko nich. Odwracają głowy do siebie i Basia raczej twierdzi niż pyta - musimy chyba iść. Maciej jak echo - musimy chyba iść. Po piętnastu latach. Ja mam dwadzieścia siedem.
Ta sama glina, te same fale, podobne doświadczenia. Wiele w życiu widziałem, słyszałem. Prędzej bym się gromu z jasnego nieba spodziewał niż takiej sytuacji. I poszli, jak konie po betonie.
Nawrócenie - to się zdarza, wiecie kogo mam na myśli. Wg mnie, to powolny proces poprzedzony przemyśleniami. Nawrócenie, czy raczej odwrócenie wszystkich wartości o 359 stopni (bo nie do końca), dzieje się tu i teraz prawie na moich oczach. Mało tego. Nie dość że w ekspresowym tempie bo w ciągu kilku sekund, to zbiorowo bo oboje.
Jak żona ogląda jakieś śmieci typu "Dlaczego ja", "Trudne sprawy" i inne, to twierdzę, że scenarzysta jest najtrudniejszym zawodem na świecie. Wszystko już było, teraz matka z kolegą syna, niby ojciec z niby swoją córką, niby złodziej a altruista i takie tam sroty pierdoty. Takich sytuacji jakie zdarzają się mnie, nawet Okhił Khamiłow by nie wymyślił.
To jeszcze nie koniec, tylko palce mnie bolą.