znajomy będąc w anglii pomieszkiwał w wiosce agroturystycznej (około 1000 mieszkańców). Była to wioska gdzie nie było widać żadnego ciężkiego sprzętu, nie było obszarników a każdy miał z czego żyć. Podstawowym dochodem mieszkanćów była ów agroturystyka. nie pamiętam dokładnie ale jak mówił to u co drugiego gospodarza można było nocleg wykupić. Co do atrakcji to każdy starał się oferować co innego uzupełniając przy tym ofertę całej wioski. Tak sprzedawali swoje usługi. Ale było jeszcze coś z czego oni żyli. Każde gospodarstwo coś produkowało, w nie zadużej skali. Jeden chodował świnie, drugi drób rzeźny, inny z kolei bydło mięsne, bydło mleczne, warzywa w kilku gospodarstwach uprawiano, zboża chlebowe, itd. Było też klika przetwórni w których to robiono przetwory z owoców z warzyw, była mini mleczarnia, masarni, rzeźnia, ogółem to co potrzeba do produkcji żywności. Cała produkcja z gospodarstwa i żywność była opatrzona znakiem żywności ekologicznej. Sprzedaż prowadzona była w bodajrze 3 sklepach we wsi, oraz przez internet na terenie (chyba-nie pamiętam dokładnie) Londynu.
Kolega myślał "skopiować" do mojej wsi samo wytwórstwo żywności ekologicznej plus jej sprzedaż. Co się okazało ograniczenia prawne były na tyle duże że widząc to wszystko pomysł "spalił na panewce". W Anglii rolnicy dostali pomoc finansową z uni, wsparcie prawne , oraz szereg udogodnień, a w Polsce chcąc tego się podjąć, wpierw trzeba by było przestudiować połowę kodeksów i aktów prawnych, wypełnić sterte niepotrzebnych formularzy i jakby się na koniec okazało wszystko nadaremno bo przyjdzie pani z sanepidu i wsio w chole.e pozamyka.... Pozatym na 40 czynnych rolników w mojej wiosce dwóch (ja i sąsiad) przytaknęło zgadzając się na takie coś, reszta machnęła ręką i dalej sprzedają za plecami....
Co do sprzedaży bezpośredniej to ja opylam jajeczka od 100kur, ziemniaki z 0,75ha i pszenicę dla gołębiarzy... interes się jakoś kręci...
Lepiej być nie może, co będzie się okaże....