Zorak, postaram się wyjaśnić, o co mi chodzi.
Nigdy nie dostałem żadnych pieniędzy od nikogo darmo. Nawet w ryja darmo nie dostałem. Coś za coś.
Mam znajomych pracujących u rolników w Danii. Ich opinia o duńskich chłopach jest taka - po zabraniu dopłat, polowa chłopów zawiśnie na sznurkach. Nie potrafią egzystować bez.
Przypomnę Wam opowieść o czaplach w parku.
Stare czaple miały gniazdo obok sadzawki pełnej ryb. Nakarmić młode - wystarczy sfrunąć parę metrów w dół, złapać rybę i podać do dzioba młodemu. Młode śliczne, pięknie wykarmione, dorosłe prawie, musiały zdechnąć z głodu - kiedy stare musiały zająć się następnym cyklem rozrodczym. Młode nie wykształciły w sobie woli walki, radzenia sobie z trudnościami. Musiały marnie skończyć. Tak jak Duńczycy dziś, lub my za ładnych parę lat. Do tłustych rybek łatwo jest się przyzwyczaić. Ja już dziś widzę i słyszę pierwsze objawy. A, obsieję wszystko zbożem, nakład niewielki, dopłaty spore. Nie szuka się innych (nie twierdzę, że lepszych) rozwiązań - stagnacja.
Nie jestem przeciwnikiem Unii. W wyborach głosowałem za, i dziś głosował bym tak samo. Nasze wejście do Unii przyniosło wiele pozytywnych zmian. Mnie się nie podoba sterowanie rolnictwem. System dopłat przestanie istnieć, kiedy - to jest pytanie. W kapitalizmie, gospodarce wolnorynkowej, dopłaty do rolnictwa przy nadprodukcji (lokalnej) żywności jest anachronizmem, jest pozbawione logiki, jest to w rzeczy samej dofinansowaniem konsumenta. Czy nie prościej pozwolić konsumentowi zarobić więcej i chłopu sprzedawać towar po uwzględnieniu poniesionych kosztów i przewidywanych zysków ?
Inaczej.
Dopłata dla rolników idzie z budżetu każdego państwa członkowskiego - naszego też. Przysłowiowy Kowalski płaci wysokie podatki będąc konsumentem, żeby wystarczyło kasy na dopłaty dla Nowaka który jest rolnikiem. Kowalski jest oburzony, że musi swoje ciężko zarobione pieniądze przeznaczać dla Nowaka, który jest pięć razy zamożniejszy od niego, a poza tym to samo mu rośnie. Nowak wcale zachwycony pieniędzmi Kowalskiego nie jest. Jałmużna mu nie bardzo smakuje. Wolałby sprzedać towar po minimalnie wyższej cenie wynikającej z kalkulacji - bez tej niepotrzebnie bitej piany co do tych "darmowych" pieniędzy. Dopłaty to kość niezgody rzucona między wieś a miasto.
Nie ma darmowych pieniędzy !
Za PRLu były PGRy. Świetne rozwiązanie z punktu widzenia Państwa jako całości. Niezbyt tanie, za to prawie konieczne. Powiedzmy w kraju brakuje oleju roślinnego. Trzeba rolnika przekonać do uprawy rzepaku. Indywidualnego chłopa tylko ceną - ale wtedy konsument będzie niezadowolony z wysokiej ceny oleju. No to cyk - każdy PGR ma obsiać jedną trzecią powierzchni rzepakiem. Że to funkcjonowało udowodnię tym, że w tamtych czasach nie widziałem ludzi buszujących w śmietnikach. Dziś rolę PGRu pełni dopłata. Wysoka dopłata do zboża, masa zasiewów - tanie zboże, przetwory zbożowe, tańsze mięso tuczone tanim zbożem itd. Wysokie dopłaty do kukurydzy, łąk, pastwisk, wysoka produkcja mleka i mięsa - tanie mleko i jego przetwory. Kto jest zadowolony z wysokich dopłat do tych upraw ? Chłop ? Okazuje się, że nie. To konsument jest zadowolony kupując tańszy towar i o to w sumie chodzi. Kto płaci ten wymaga.
Zorak, nie bierz mnie na dzieci. Na mnie to nie działa. Jeśli dobrobyt mojego jedynego dziecka miałby polegać na dopłacie unijnej - ubezpieczam się bardzo wysoko na życie i przypadkowo ginę za jakiś czas na przejściu dla pieszych. Bo albo ojciec nieudacznik nie powinien mieć dzieci albo jak już, dziecko nie powinno mieć takiego nieudańca ojca. Mówię cały czas o sobie i do nikogo nie piję.
W tym roku wniosku nie składam z powodów jw. Poza tym, jak mam walczyć o normalność, wypadałoby zacząć od siebie. Taka elementarna najprostsza uczciwość nawet wobec siebie i najbliższych. Nawet względem córki. Gdybym mówił jedno a robił drugie, byłbym hipokrytą a tego córki uczył nie będę za żadne pieniądze - nawet unijne.