Temat: Haiti
Oglądam publiczną TV, wiadomości. Wrócili nasi ratownicy z akcji, wszyscy dziękują Bogu, że w ogóle wrócili. Nikt nie zada pytania dlaczego ten wspaniały Bóg pozwolił na tą tragedię. To dłuższy temat. Opowiadają jak tam było. Jeden strażak opowiada i płacze. Nie że ząb go boli - pod wpływem wspomnień z Haiti. No k...a, tak to i ja potrafię. Pojechać ze sprzętem, z psami, za publiczne (czyli moje) pieniądze, nikogo nie uratować, zrobić zamieszanie na lotnisku, dziękując Bogu wrócić i się rozpłakać.
Do pewnych zawodów potrzebne są specjalne predyspozycje. Kto na widok krwi mdleje, nie powinien być chirurgiem. Ja przypadkowo widziałem zwłoki podczas sekcji, tydzień nie jadłem i wiem, że nie mogę być grabarzem. Gdybym przykładowo poszedł do lekarza, a ten na mój widok, albo na widok mojej choroby rąbnął w płacz - myślę że uciekł bym z gabinetu. Profesjonalistów ocenia się po wynikach, jak ich brak, to chociaż po emocjach, jak je potrafią opanować. Nic dziwnego, że nasze orły nikogo nie znalazły. Przez łzy trudno cokolwiek dostrzec.
Zniewieścienie widać nie tylko na przykładzie Haiti. Żołnierz WP dobrowolnie jedzie na obcy teren, za pieniądze, czyli w charakterze najemnika, jak coś pójdzie nie tak - będą z nim pracowali psychiatrzy, lata całe. Dobra, tylko dlaczego za moje pieniądze ? Zarobił jak chciał, to niech za swoje się leczy. Byłaby to nauczka dla następnych chętnych na łatwy pieniądz z kałachem w dłoni.
Te sytuacje budzą mój niesmak, wręcz oburzenie.